Nasi rodzice nie mieli takiego szczęścia i wyboru, jaki świat nam dziś oferuje.
Półki w sklepach niejednokrotnie świeciły pustkami, więc i domowe gotowanie odzwierciedlało taki stan rzeczy: potrawy powstawały z tego, co udało się zdobyć, co akurat przywieźli do sklepu. Mimo to, nie pamiętam, aby kiedykolwiek czegokolwiek na stole brakowało, bo domowe potrawy skomponowane były tak, że ostatecznie nawet małe niejadki odchodziły od stołu ustatysfakcjonowane.
Ten czas jawi mi się jako era miejskich ogródków. Nie były to jednak działki rekreacyjne, a bardziej mini sady, czy poletka uprawne:) Do dziś pamiętam dziadka obładowanego wiadrami wiśni, altanę wypełnioną skrzynkami jabłek, gruszek, czy śliwek, czy też grządki truskawek, które regularnie należało odchwaszczać (dla mnie i siostry chyba nie było wówczas gorszej kary!;). Po zbiorach jesiennych owoców przychodziła pora na grabienie zeschłych liści, które, niczym brunatno-szary dywan, pokrywały nasz niewielki skrawek ziemi. Czasem na zakończenie sezonu paliliśmy małe ognisko, co było chyba największą frajdą,a usmolone i lekko poparzone opuszki palców w niczym nie przeszkadzały wydłubywać miąższu ze zwęglonej skórki ziemniaka. Czy ktoś wówczas myślał o grillu? Zadaniem wieczoru było raczej znalezienie odpowiedniego kija, który nie spłonie i nie odda pieczołowicie przygotowanej kiełbaski otchłani ognia...
Gdy dziadkowie odeszli, wśród wielu innych odziedziczonych przedmiotów znalazły się litrowe weka pełne kompotu z papierówek i renklod. Taki oto spadek......
Dziś, gdy półki sklepowe uginaja sie pod ciężarem specjaów z niemal całego świata, niejednokrotnie pojawia się w głowie dylemat: co na obiad???
Nie do prostych należy bowiem wybór pomiędzy włoską pastą, chińskim stir-fry-em, japońskim sushi, hiszpańską tortillą, węgierskim plackiem, polskimi kluskami, niemieckimi szpeclami, amerykańskim burgerem, grecką musaką czy zupą tajską. Wielkie chłodnie i supermarkety zakłóciły tradycyjną sezonowość warzyw i owóców, więc gdy ktoś ma kaprys na truskawki w kwietniu, proszę bardzo! Smak może i nie ten sam, ale truskawka przecież jest. Nastała era obfitości: do wyboru, do koloru.
Kiedy do bogactwa rynku dodamy jeszcze rozmaite restauracje oraz współczesne trendy prezentacji i serwowania dań, niejedna mama czy babcia chwyci się za głowę. No bo jak tu za tym nadążyć, gdy człowiek chce po prostu zjeść konkretny obiad???
Osobiście uwielbiam tę mnogość produktów, możliwość wyboru, modę na gotowanie, wysyp książek kulinarnych, a przede wszystkim doświadczanie nowych smaków.
Czasem jednak moja natura krzyczy: dość!
Wtedy znów tęsknię do prostych, dobrze znanych dań, do lokalnych i sezonowych warzyw i owoców.
Wracam wtedy do domu, w którym miałam kilka- kilkanaście lat, i tam szukam pomysłu na obiad.
I właśnie na taki obiad Cię dziś zapraszam: nie znajdziesz tu nic wyszukanego, porcja w niczym nie przypomina tej restauracyjnej, a smak, mam nadzieję, zaprowadzi Cię w bestroski czas, kiedy to nie do Ciebie należała odpowiedź na pytanie: CO NA OBIAD????
Życzę smacznego!
Letni obiad domowy
młode ziemniaki (ilośc w zależności od ilości głów i apetytów)
żółta fasolka szparagowa (ilość jak wyżej)
duża papryka (u mnie zielona)
świeże wiejskie jajka (ilość jak wyżej)
pół szkalnki bułki tartej
olej/oliwa do smażenia
pieprz i sól do smaku
kilka liści sałaty
kilka gałązek świeżego tymianku lub koperku
Ziemniaki dokładnie umyj/oskrob i ugotuj w osolonej wodzie do miękkości. Fasolkę umyj, odetnij ogonki i również ugotuj w osolonej wodzie (proponuje nastawić fasolkę kilka minut wcześniej niż ziemniaki, gdyż wg mnie gotuje się nieco dłużej).
Z papryki wykrój gniazdo nasienne, po czym potnij ją na poprzeczne plastry grubości ok. 1 cm.
Na patelni rozgrzej odrobinę oliwy i lekko podsmaż na niej krążki papryki, po ok. 1-2 minuty z każdej strony. Gdy fasolka i ziemniaki będa już miękkie, w każdy krążek papryki wbij jajko starając się, aby białko nie wypłynęło za bardzo poza paprykową obręcz. Jajka posyp pieprzem i solą i smaż na średnm ogniu, aż niemal całkiem się zetną (w razie potrzeby zmniejsz ogień, aby jajko nie spaliło się od spodu; możesz też smażyć krócej, jeśli lubisz ''luźne'' jajka sadzone).
W międzyczasie na drugiej patelni rozgrzej olej (ilość jest zależna od ilości bułki tartej i pożądanej konsystencji) i wsyp bułkę tartą. Podsmażaj, cały czas mieszając, aż bułka się zezłoci.
Na talerzu ułóż: liście sałaty, ziemniaki, fasolkę i jajka. Fasolkę polej podsmażoną bułka tartą. Ziemniaki przyzdób koperkiem lub tymiankiem.
Uwielbiam takie domowe obiadki, bez zadęcia ale z jajem ;) Zapraszam do dodania wpisu do mojej akcji Warzywa psiankowate - wszak jest i papryka i są też ziemniaki :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za zaproszenie:)
OdpowiedzUsuńTak przez przypadek tu dziś trafiłam i bardzo mie rozczulił ten domowy obiad :) Natychmiast go zrobiłam i była duża radość w domu. Dziękuję za inspirację!
OdpowiedzUsuń